Świat krzyżyków i porcelany

2018-07-06 07:41:46(ost. akt: 2018-07-06 07:47:13)

Autor zdjęcia: Wojciech Wolański

Kamienica, w której mieszka pani Krystyna, stoi na Placu Ratuszowym w Górowie. Do Pani Krystyny trafiłyśmy pewnego upalnego czerwcowego dnia, szukając rękodzielników, którzy chcieliby wystawić swoje prace w naszej Galeryjce Pod Ratuszem. Wspięłyśmy się wysłużonymi, stromymi schodami. Zapukałyśmy do drzwi, po chwili otworzył nam syn Pani Krystyny.
I znalazłyśmy się w magicznym świecie krzyżykowych obrazów i porcelany. Starsza Pani zaskoczyła nas swoim temperamentem i szczerym promiennym uśmiechem. Już wtedy, wiedziałam, że muszę tam wrócić, muszę spisać jej historię.

Trochę czasu upłynęło, nim ponownie wspięłam się skrzypiącymi schodami prowadzącymi do mieszkania Pani Krystyny. Tym razem przyszłam wysłuchać jej opowieści.

Rodzice Pani Krystyny po wojnie przyjechali do Wojciech. Ponieważ krążyła plotka, że z terenów Prus zostaną wszyscy wysiedleni, po śmieci dziadków wrócili w swoje rodzinne strony, w okolice Lipnik, na ojcowiznę. Pani Krystyna zaczęła pracować w wieku 14 lat. W Gołdapi sadziła las, w Przasnyszu zbierała buraki, w Warszawie pracowała u ogrodników.

W 1964 roku pani Krystyna przyjechała do mieszkającego w Bartoszycach brata, jakiś czas potem przeprowadziła się do Górowa. Nie mając jeszcze 18 lat, zaczęła pracować w Gminnej Spółdzielni. Tu poznała swojego męża, który mieszkał w Bukowcu, a który przybył tu z Wilna.

Będąc małą dziewczynką, na strychu starego domu w Lipnikach, znalazła kurpiowski fartuch, wyszywany różowymi i zielonymi nićmi. Mimo dziesiątków lat, jakie upłynęły od tamtej chwili, Pani Krystyna do dzisiaj doskonale pamięta tamten wzór.

Tak bardzo spodobały się jej wyhaftowane na fartuchu kwiaty, że postanowiła sama spróbować. Aby mieć czym haftować (nie miała nici) zaczęła pruć haft. Dziecięcymi palcami gładziła wzór, wypruwając kolejne niteczki, które do niczego już się nie nadawały. Na materiale został jedynie ślad po wzorze. Wtedy to zamarzyła o haftowaniu. Tuż po wojnie panowała bieda, którą trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Nie było niczego, a co dopiero nici czy materiałów, na których można by wyszywać.

- Mój tata był listonoszem – opowiada Pani Krystyna. - Kiedy wracał z pracy, na drzwiach wieszał marynarkę. Pewnego dnia, wyciągnęłam z jego kieszeni pięć złotych. Ta chęć wyszywania była silniejsza od strachu przed laniem. Po tygodniu wzięłam rower i pojechałam do miasta kupić nici. Kłębek czerwonego atłasu, pamiętam, jakby było to wczoraj. Nici już miałam, ale nie było na czym, znowu problem - Pani Krysia uśmiecha się łagodnie.

- Szukając materiału, wpadły w moje ręce kalesony taty. Pocięłam je na serwetki. No i dostałam od matki lanie za zniszczone kalesony. Co tam lanie – śmieje się Pani Krystyna - skoro już miałam materiał i nici.

- W naszym domu była szkoła. Do jednego pokoju przychodziły dzieci i odbywały się lekcje. Lubiłam rysować. Na kartce z bloku szkolnego narysowałam kiedyś całą wioskę. Wszystkie drogi, wszystkie domy, kościół i polany. Mój ojciec zabrał kartkę, jeździł po wsi, i wszystkim się chwalił. Na przerwach, rysowałam wszystkim. Dostawali piątki i czwórki, bo nie zawsze zdążyłam dokończyć pracę. Oni mieli kolorowe kredki, a ja niestety tylko ołówek, więc moje prace były czarno białe. Pewnego razu, kiedy robiłam kuzynce rysunek, nie oddałam jednej kredki. Poskarżyła się mojemu ojcu, myśląc, że dostanę lanie. Lania nie dostałam, tata pojechał do miasta, kupił kredki. Mój świat stał się wtedy kolorowy. Mogłam rysować kwiaty.

Pierwsza sprzedaną praca była dla sąsiadki. Makatka z napisem „Świeża woda” do dzisiaj wisi w tamtym domu, mimo że sąsiadka już dawno nie żyje.

- Wszystkiego sama się uczyłam. Nie wiedziałam, że kalkuje się wzór, a zresztą skąd bym wtedy kalkę wzięła, żeby skopiować. Pierwsze kwiatki namalowałam ołówkiem chemicznym, który nie chciał zejść po praniu. Trzeba było zaczynać od nowa.

- Początki są trudne — mówię do pani Krystyny.

- Nie, początki nie są trudne, były trudne w tamtych czasach, bo niczego nie było, to były czasy powojenne, była bieda i niczego nie było. A teraz wszystko jest. Gdyby teraz przyszła córka i powiedziała: „mamo ja chcę nauczyć się haftować”. Odpowiedziałabym: „A masz, próbuj, rób. Wszystko jest. Jest materiał, mulina, są wzory”. Ja pamiętam, jak przywieźli po raz pierwszy mulinę do pasmanterii, to sprzedawali po jednym pudełku. A co to jest jedno pudełko i to w jednym kolorze.

- Wyszłam za mąż – opowiada dalej Pani Krystyna.

- Zamieszkaliśmy na stancji, pojawiły się dzieci. Zarobki nie były duże. Troszkę brakowało pieniędzy na utrzymanie. Zaczęłam robić na drutach. I przyszła do mnie jedna pani z amerykańską włóczką i poprosiła o zrobienie beretu. Zrobiłam. Jak poszła do kościoła, to zaczęli się pytać, kto jej go zrobił. I tak w latach siedemdziesiątych pół naszego miasta chodziło w moich beretach – śmieje się.

Pani Krystyna swoją pasją do haftowania zaraziła córkę, która zajęła trzecie miejsce w województwie.

- Czym dla Pani jest haftowanie? - pytam.
- Siadam i o wszystkim zapominam — odpowiada. - Wszystkie zmartwienia, problemy odstawiam na bok. Wtedy istnieją tylko moje nici, kolory i obraz.

Słuchając jej historii, dochodzę do wniosku, że Pani Krystyna nosi swój krzyż. Jej córka przez 28 lat chorowała na nerki. Była dializowana w Olsztynie i Warszawie. Przeszczep nerki się nie udał, nerka została odrzucona. W końcu rak piersi ją pokonał. Zmarła w 2006 roku, mając zaledwie 36 lat.

- O, tu na portrecie jest namalowana, to nasz górowski malarz, Pan Deput malował.

Wstaje od stołu i patrzę na duży obraz w złotej ramie. Patrzy z niego młoda, szczupła dziewczyna.

Pani Krystyna opowiada dalej. Zaraz po śmierci córki, zachorowała mama, którą musiała się opiekować. A teraz choruje mąż. Mimo opieki nad niepełnosprawnym mężem, swojego podeszłego wieku i własnej choroby, od pani Krystyny bije entuzjazm. Ma jeszcze tyle planów, chce pomalować mieszkanie, powiesić kolejne obrazy, które wyszły spod jej zdolnych rąk.

- Skąd na to wszystko czerpie Pani siłę - pytam, patrząc na unieruchomionego męża pani Krysi.
- Jak mi słońce w okno zaświeci, to już mam dobry dzień – odpowiada. - Wstaje ze słońcem i kładę kiedy zachodzi. Słońce mnie trzyma na nogach. Chociaż nie mogę na nie wychodzić z uwagi na moją skórę, ono dodaje mi sił i energii.

Chusteczki, haftowana pościel, niezliczone ilości obrusów. Obrazów krzyżykowych zrobiła około setki. Krakowskie wesele jeszcze nieskończone. Pani Krystyna pokazuje mi gdzie się pomyliła z kolorami. Ja tej pomyłki nie dostrzegam. Pytam jak długo wyszywa się taki obraz.

- Minimum miesiąc trzeba przy tym posiedzieć – odpowiada.

Wspominamy, rozmawiamy o śmierci i życiu.
- Kiedyś jak żyła moja córka, robiłam uroczystości w domu. Piękne haftowany obrus i porcelana. Teraz już nikt tak nie dba o nakrycie stołu.

Rozglądam się po pokoju. Na stole piękny dzban z angielskiej porcelany, za szkłem różnego rodzaju porcelana. Pani Krystyna uwielbia porcelanę. Jej kolekcjonowanie to jej drugie hobby.

- Skąd ta miłość do porcelany? - pytam.
- Jak to wytłumaczyć – zastanawia się. - Jak z tych terenów uciekali ludzie, to zakopywali swój majątek w nadziei, że kiedyś tu wrócą. Mieszkaliśmy wtedy w Wojciechach i tata wykopał taki duży kosz porcelany. Jedliśmy wtedy na tych talerzach. W Lipnikach chodziliśmy z bratem po polach i tam znajdowaliśmy jakieś szkiełka z porcelany i zastanawialiśmy się nad tym, co to było. To zamiłowanie do tych szkiełek i porcelany pozostało u mnie i u brata.

- Jakie ma Pani marzenia? - pytam na koniec naszej rozmowy.
- Ach, żeby tak mieć dodatkowych parę groszy. Kupiłabym sobie parę ram do moich haftowanych obrazów. Kupiłabym jeszcze jakąś porcelanę. Ciuchy już mnie nie interesują.

A jakie jest moje marzenie po tej rozmowie?
Żeby więcej osób zobaczyło prace pani Krystyny, bo jest tego warta, za tą niesamowitą pogodę ducha, za miłość do haftu i porcelany. Nawet za to, z jaką radością i pietyzmem mi ją pokazywała.

spisała Grażyna Wolańska


Czytaj e-wydanie

Pochwal się tym, co robisz. Pochwal innych. Napisz, co Cię denerwuje. Po prostu stwórz swoją stronę na naszym serwisie. To bardzo proste. Swoją stronę założysz klikając " Tutaj ". Szczegółowe informacje o tym czym jest profil i jak go stworzyć: Podziel się informacją:

">kliknij

Ten tekst napisał dziennikarz obywatelski. Więcej tekstów tego autora przeczytacie państwo na jego profilu: PisarzMiejski

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5